czwartek, 17 listopada 2011

"Tylko głupiec nie ma wątpliwości":)


Mimo całego zapału i pozytywnego nastawienia, w końcu i tak pojawiły się wątpliwości.

Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dam sobie radę, czy nie zrobię czegoś głupiego, nie zrobię czegoś źle... albo w ogóle: czy się nie wygłupię.

Pomijając wszystko, od wieków byłam baaaardzo nieśmiałą osobą, nienawidzącą jakichkolwiekbądź publicznych wystąpień. Studia trochę to zmieniły. Poza tym ciągle jeszcze bywam niepewna swoich umiejętności, swojej wiedzy i wartości własnych dokonań; o wiele łatwiej przychodzi mi niedocenianie tego co robię i jakie mam zalety niż przecenianie. I na pewno daleko mi do bałwochwalczego samouwielbienia. Tym samym zaczęłam się zastanawiać, czy będę dobrą tutorką. Im bliżej naszego spotkania organizacyjnego, tym więcej miałam wątpliwości.

Jakich? Czy sobie poradzę? Czy nie dopadnie mnie znienacka nieśmiałość? Czy nie zacznę znów o zgrozo niewyraźnie mówić? Czy dziecka z którym będę nie zacznie śmieszyć to, że nie wymawiam pewnej litery? I w końcu... czy naprawdę jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu?

Wątpliwości się mnożyły, a ja coraz bardziej dawałam się zjeść moim strachom.

W końcu stwierdziłam, że jedynym wyjściem jest ... rozmowa z naszym liderem. Szczerze mówiąc (czy też raczej: pisząc) spodziewałam się, że jeśli wyjawię mu swoje obawy, wylecę z zespołu. Postanowiłam jednak zaryzykować. Napisałam maila, umówiliśmy się na spotkanie.

Po pierwsze, przekonałam się, że każdy miewa wątpliwości, że on też je na początku miał i że później sobie z nimi poradził. Trochę inaczej się patrzy na swoje obawy, kiedy okaże się, że ktoś inny miewał podobne, że to nic niezwykłego, że mam wątpliwości i że się obawiam.

Po drugie, dotarło do mnie, jak dużo osób "odpadło" przy okazji rekrutacji. Dla mnie to była po prostu miła rozmowa, po której nasz lider stwierdził, że chce, żebym była w jego zespole. Dla innych rozmowa na której się "potknęli" bo na przykład wyszło na jaw, że przyszli tu, bo chcą zaliczyć praktyki.

Po trzecie, przekonałam się, że jeśli coś by się działo, z czym sobie nie będę umiała poradzić, mam z kim o tym porozmawiać, że to coś więcej niż słowa "możecie się do mnie zwrócić z każdą sprawą". Słowa słowami, ale tego dnia się przekonałam, że są prawdziwe. Poza tym zupełnie inaczej się patrzy na kogoś, kto jest w Twoich oczach człowiekiem z krwi i kości, o którym się wie co w życiu robi i co lubi robić niż kiedy ma się do czynienia z abstrakcyjnym, mało znanym człowiekiem.

Po czwarte, wygadałam się, że lubię pisać (gdyby nie to, pewnie nie byłoby mnie tutaj;) i obiecałam, że podeślę linki do mojego pisania. Być może okaże się, że dzięki temu będę miała więcej obowiązków;)

Może tak naprawdę to spotkanie dało mi o wiele więcej, a na pewno zyskałam coś bardzo cennego: moje wątpliwości prysnęły.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz