niedziela, 27 listopada 2011

"Halo, chciałbym nawiązać dialog...";)


Już wiadomo, gdzie o kiedy odbędzie się nasza inauguracja (oj będzie się działo!:)

Tym samym zadzwoniłam dziś do mamy mojej uczennicy i opowiedziałam tak o Akademii Przyszłości jak o samej inauguracji. Nie ukrywam, że trochę się stresowałam. Cieszę się, że mam to za sobą :)

niedziela, 20 listopada 2011

Kto? Co? Jak? czyli spotkanie organizacyjne naszego zespołu


I nadeszło spotkanie organizacyjne naszego zespołu:)

Dowiedzieliśmy się, jakie plany ma wobec nas nasz lider i komu z nas przydzielił jakie dziecko. Tym samym dowiedziałam się, jak ma na imię moja uczennica i dostałam numer telefonu do jej mamy.

I, oczywiście pogrążyłam się do reszty, bo od dziś będę pisać relacje z naszych wydarzeń. Nie ukrywam, że mnie to cieszy, bo mam niezłego kota na punkcie pisania i zwyczajnie sprawia mi to frajdę. Jupi, będę pisać:)

Poza tym, praktycznie ustaliliśmy już, jak mniej więcej będzie wyglądała nasza inauguracja, zależnie od tego, czy udadzą się pewne negocjacje czy nie:)

czwartek, 17 listopada 2011

"Tylko głupiec nie ma wątpliwości":)


Mimo całego zapału i pozytywnego nastawienia, w końcu i tak pojawiły się wątpliwości.

Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dam sobie radę, czy nie zrobię czegoś głupiego, nie zrobię czegoś źle... albo w ogóle: czy się nie wygłupię.

Pomijając wszystko, od wieków byłam baaaardzo nieśmiałą osobą, nienawidzącą jakichkolwiekbądź publicznych wystąpień. Studia trochę to zmieniły. Poza tym ciągle jeszcze bywam niepewna swoich umiejętności, swojej wiedzy i wartości własnych dokonań; o wiele łatwiej przychodzi mi niedocenianie tego co robię i jakie mam zalety niż przecenianie. I na pewno daleko mi do bałwochwalczego samouwielbienia. Tym samym zaczęłam się zastanawiać, czy będę dobrą tutorką. Im bliżej naszego spotkania organizacyjnego, tym więcej miałam wątpliwości.

Jakich? Czy sobie poradzę? Czy nie dopadnie mnie znienacka nieśmiałość? Czy nie zacznę znów o zgrozo niewyraźnie mówić? Czy dziecka z którym będę nie zacznie śmieszyć to, że nie wymawiam pewnej litery? I w końcu... czy naprawdę jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu?

Wątpliwości się mnożyły, a ja coraz bardziej dawałam się zjeść moim strachom.

W końcu stwierdziłam, że jedynym wyjściem jest ... rozmowa z naszym liderem. Szczerze mówiąc (czy też raczej: pisząc) spodziewałam się, że jeśli wyjawię mu swoje obawy, wylecę z zespołu. Postanowiłam jednak zaryzykować. Napisałam maila, umówiliśmy się na spotkanie.

Po pierwsze, przekonałam się, że każdy miewa wątpliwości, że on też je na początku miał i że później sobie z nimi poradził. Trochę inaczej się patrzy na swoje obawy, kiedy okaże się, że ktoś inny miewał podobne, że to nic niezwykłego, że mam wątpliwości i że się obawiam.

Po drugie, dotarło do mnie, jak dużo osób "odpadło" przy okazji rekrutacji. Dla mnie to była po prostu miła rozmowa, po której nasz lider stwierdził, że chce, żebym była w jego zespole. Dla innych rozmowa na której się "potknęli" bo na przykład wyszło na jaw, że przyszli tu, bo chcą zaliczyć praktyki.

Po trzecie, przekonałam się, że jeśli coś by się działo, z czym sobie nie będę umiała poradzić, mam z kim o tym porozmawiać, że to coś więcej niż słowa "możecie się do mnie zwrócić z każdą sprawą". Słowa słowami, ale tego dnia się przekonałam, że są prawdziwe. Poza tym zupełnie inaczej się patrzy na kogoś, kto jest w Twoich oczach człowiekiem z krwi i kości, o którym się wie co w życiu robi i co lubi robić niż kiedy ma się do czynienia z abstrakcyjnym, mało znanym człowiekiem.

Po czwarte, wygadałam się, że lubię pisać (gdyby nie to, pewnie nie byłoby mnie tutaj;) i obiecałam, że podeślę linki do mojego pisania. Być może okaże się, że dzięki temu będę miała więcej obowiązków;)

Może tak naprawdę to spotkanie dało mi o wiele więcej, a na pewno zyskałam coś bardzo cennego: moje wątpliwości prysnęły.




środa, 9 listopada 2011

Pierwsze spotkanie naszego kolegium


Rzadko zdarzają mi się dni, które zaczynają się tak... przygnębiająco a kończą tak miło, tak naprawdę każda chwila jest kroczkiem ku czemuś bardziej pozytywnemu.

Jeszcze później pewien pub blisko Łazienek... Spotkanie zaplanowane od co najmniej tygodnia.  Trudno mi to opisać. Jesteśmy grupą pozytywnych ludzi, którzy chcą znaleźć czas na pomoc innym, każdy ma swoje pasje, to, co sprawia mu frajdę i tym też chce się dzielić. Zauważyłam coś ciekawego. To nasze pierwsze spotkanie jako zespołu, a ja już piszę tak, że od razu widać, że czuję się jego częścią. Mam wrażenie, że wiele nas łączy i że wszyscy jesteśmy takimi trochę idealistami i pozytywnymi "maniakami":) Znów mam poczucie, że to jest właśnie to, co mi odpowiada, co chcę robić, co sprawi, że moje życie nabierze nowych barw... Nie na zasadzie: jest fajnie, jest fajnie.... ojejjj, jednak nie chcę tak. Czasem mam myśli, że jak ja sobie poradzę, że może są lepsi ode mnie... a później myślę, że owszem, poradzę sobie a gdyby każdy patrzył w ten sposób: są lepsi ode mnie- niewiele dałoby się zmienić na lepsze. Bo nikt by się nie odważył działać.

I te chwile, kiedy siedziałam w owym pubie, a łagodne światło (czy też właściwie półmrok) wygładzało rysy, dodawało tajemniczości... a nasz lider, Michał z zapałem opowiadał o działalności stowarzyszenia, zasadach, o tym, co dodaje skrzydeł i o tym co trudne, o przeszkodach i o tym co pomocne, o plusach i minusach.... z takim zapałem w oczach, z pasją, ekspresyjnie i z entuzjazmem.
Wiedziałam na pewno, że tu właśnie chcę być, wśród zapaleńców takich jak ja, i słuchając kogoś, kto z zapałem mówi o ważnych dla mnie sprawach, gestykulując szczupłymi dłońmi i przyciągając wzrok swoimi dłuższymi włosami i orlim nosem. Czasem milczałam zasłuchana a czasem mówiłam, czasem uciekałam w zamyślenie a czasem zanosiłam się śmiechem wraz z innymi.

Wiem jedno: nie będzie łatwo, ale będzie warto.